Tytułem wstępu,

bo każdy opowieści wstęp się należy.

Witaj, Tobie tyż ni raz, ni dwa wiatr naniósł piachu prosto w ślepia? Tyż, wim, nie musisz gadać... Jakbyś chcioł podpatrywać, kaj się tym piachem Włodek spod Góry Jodły musioł rozprawić zapraszam, a zacznij najlepi łod samego spodu, tam opowieści ty początek.

Skąd się wzięło w dobie video i jintenetu tak ło sobie seplenić i zaciągać? Dopadła mnie nuda i polazłam do biblioteki, i przytargałam do chałupy o warmińsko mazurskim folklorze kilka woluminów.

Zauroczona felietonami w gwarze warmińskiej pisanymi a zebranymi w wydaniu "Kuba z pod Gietrzwałdu gada" zrodził się we mnie pomysł, by popróbować w mowie, która mojemu sercu mocno bliska tyż co naskrobać; tyle, że felietonista ze mnie kiepski a i jeno życie tematów niesie, jak wiatr kurzu na polnych drogach-sięgłam po pierwsze co leciało... Obaczym, zali co z tego wyjdzie.



środa, 26 grudnia 2012

Parami łatwiej

Dobrze Włodkowi z synem na targowisku poszło. Masło i jaja poszły od ręki niemal, a wszystko przez maćkowe wołania
- jajka ze wszyćkich największe
jajka za wszyćkich najżółciejsze
kupujcie ludziska, kupujcie
grosza na co dobre nie żałujcie.
Popatrywał na syna więcy niż zawżdy to bywało i nadziwić się nie mógł, że aż taki bystry. Toć za nieudacznika go miał i materiał na wioskowego głupka pierwszy. Nigdy niczego mu do roboty nie powierzał, prędzy Kostka brał do każdy roboty, choć tamten niby pokornie to z wielkim ociąganiem i niewielko radościo do obrządku chodził. 
-Widać- myślał mało co nie na głos- więcy miała Jadźka dla ciebie synu serca. Ja rozumem cie mierzyć próbowałem... Nie szło nijak rachunków z tobo robić, a tu masz- tuziny, kopy pojmujesz, na groszu też się nieźle rozeznajesz...- Dumał tak i próbował nową miarą syna zmierzyć. Ciężko mu to szło.
- Tatko, a jakby tak tego prosiaka ostatniego jeszcze do chlewika zabrać, a pokarmić troche? Toć go darmo nie oddamy?- Głos Maćka przywołał ojca do targowiska i do spraw bieżących. 
-Może i racja, toż południe coraz bliżej, tamte osiem poszły niemal od ręki, a tego nikt wziąć nie chce...
-Wolą ludziska po dwa kupować, parami łatwiej chować, tak powiadają.
 Pokupili co mieli pokupować, mąka rzecz najważniejsza- pierwsza, trochę cukru, i sól koniecznie a wszystko w Sklepie u Kacpra. 
-Tatko, jeszcze weź dla Kubisia jakie karmelki, weź... Matula mu zawsze kupowała...


poniedziałek, 7 maja 2012

Pośpiwoj tatko, pośpiwoj

- Pośpiwaj tatko, pośpiwaj. Dawnoś mi już niczego nie śpiwoł...- Upraszał ojca Maciek. Droga do Miasteczka zawsze się wyrostkowi dłużyła, a tera w szczególności. Zawsze to matula jakie tam roboty kolejne omawiała, co to bendo robić po powrocie, jak im się uda sprzedać to co na targ wieźli i kupić to czegoj do robót potrzeba. Ojciec nijak myśleć nie mógł, ledwie drogi patrzał, a i to za dużo powiedziane, bo Kary drogę na targ znał dobrze, toć woził tędy  Jadźkę co piątek od dwudziestu lat.
- A czym Maciuś, a o czym ja bym ci mog dziś pośpiwoć- łodezwał się Włodzimierz po długim milczeniu jakby ze snu głębokiego wyrwany.
- a choć o tym jak se włosy zaplatała, jak od krów z łąki wracała, ranną rosą stopą bosą ponad kwieciem płynęła...
Ojcu oczy się zaszkliły, łzy stanęły na rzęsach, ale że przy dzieciaku głupio mu było beczeć przetarł ślepia, na wiatr winę zwalił, że mu piachu w oczy na niósł i zanucił wpierw cicho, potem nieco raźniej aż na koniec i Kary ogonem raz i drugi strzelił i kroku przyspieszył. Toż to piosenka co ją Włodziu Jadźce układał, i śpiwał jej nie raz...
-czarne włosy zaplatała
w warkocze, w warkocze
czarny włos na wietrze
kokardą furkocze,
furkocze

Moja Jadźka najpiękniejsza
kiedy wraca z łąki
płynie ponad modrym kwieciem
na kiecce biedronki

czwartek, 28 lipca 2011

Maciek

- Ojciec, ale jak majster kciał co by dziś... to może by...- tu Włodzio chrząknął nerwowo a Kostek patrzył na ojca tymi swoimi ślepiami, tymi ślepiami, który on nigdy odmówić nie umioł, znaczy się takimi samymi jak i u Jadźki byli...
-A leć, że już leć, ino na łapy zważaj, byś za te pare desków ich nie oddał. - Przestrzegał pierworodnego nie bez kozery, bo Kostek jak czego na swoim bólu nie poznał tak i się nauczyć mu inaczej nie wychodziło.
Zakręcił się Kostek w try miga, gacie paradne na codzienne przemienił, koszuli to i tak nigdy dobry nie mnioł, i polecioł za posłańcem do tartaku, a serce mu się tak radowało, jak wtedy kaj mu ociec nowo piłe na targu kupił i pierwszy raz jo do przyrzynania używał- ławke sporządził, kole płota przy drodze ustawił, tak jako i we wsi mieli ludziska...
Włodzio już sam na targ ruszał i pod pierwszo górkę niespiesznie podjeżdżał, markotny był bowiem nie lada- sam na rynku nichdy jeszcze nie był, jak dobytku upilnuje, nie lekko mu będzie, nie lekko
- tatko czekaaaj, tatkooo- obejrzał się gospodarz nazad, a tam Maciek próbował go dogonić.- Czekaj tatko, ja z tobom pojadę, czekaj!
-

czwartek, 23 czerwca 2011

święty spokój

Może i Włodzio to ty pomocy by potrzebował, ale przecież i Jadźka nigdy o nio nikogoj nie prosiła, a tera i dzieciaki,  i Gośka i Kostek, co dzieciakami już być przestajo krzywo na nio, znaczy się na Stryjenke patrzo...
A że kobiecina swój honor ma, gdzie jej nie kco - drugi raz nie lezie, tedy ostali się na ty swoim "Pod lasem"  w zdawałoby się upragnionym świętym spokoju...

- Chwili spokoju nie ma- gderał Włodek. Właśnie skończył wóz na targ szykować, ostatni towar- mleko dobrze w mokry piwnicy schłodzone- wstawił... I już mogli z Kostkiem na targ jechać. Lepsze gadane miała Gośka ale Kubuś za nic z nikim innym w chałupie teraz zostać nie chciał. Lecieć gdzie z ojcem, z braćmi w pole, do zagrody, nawet do wsi czy majątku tak, ale w chałupie tylko z Gośko.
- Morus, żesz czegoj tak ujadasz, czegoj? micha pełna to żryj!- obsztorcował psa. Ale jakieś nerwy go dopadły, bo kundel nic a nic nie folgował a biegajac w te i nazad na krótkim łańcuchu w stronę drogi budy mało nie pociągnął.

- Kiego tam niesie- warczał sam do siebie wyglądając na białą od suchości drogę. A widać było niewiele. Wiodła do nich przez pola, pod górę i z góry wśród drzew, gęsto zarośnięta samosiejami brzózek i sosny między dąbkami co chyba pierwsze włodkowego ojca raczkującego pamiętajo, mocno jo ocieniały. Nijak było za wczasu dojrzeć, kto ku nim się zbliża; trza byłoby czekać, aż zza ostatniego pagórka wylezie i na prostej będzie, ale i tak koniecznym było na drogę z zagrody wyleźć. A na to Włodek czasu nie miał.  Popędziwszy ziewającego jeszcze Kostka zajął pierwszy miejsce na siedzisku, rozsiadł się wygodnie na środku, dla chłopaka zostawiając ledwie po skrawku -do wyboru, po lewej i prawej borcie. Ujął lejce w dłonie i już miał zawołać na Karego,by ruszał gdy:
-Pryyy, pryyy- zakrzyknął od bramy wjeżdżający na rowerze szczapowaty wyrostek
- Go-o-ospodarzu,gooo-spodaaarzu ledwie dysząc i jąkając się wstrzymał odjazd.

- Toć by mi majster łeb urwał, bom mniał do was z wieeeczora po robocie przyjść, ale się maaatula uperła żebym jej jeszcze siano zebrał...
- Do rzeczy, do rzeczy- ponaglał go Kostek. Wiedział, że ojciec był mocno niezadowolony. Na rynek trza przecie dojechać jak najrychlej, a i on się ze wstawaniem ociągał, i wyjazd już był się opóźnił, a  teraz jeszcze ten.
-Maaajster kaazał pooowiedzieć, że za te deski to niech Kooostek przyjdzie na odrobek, bo się pomocnik znowu zapił i już na niego czekać nie będziem...
- Jutro, jutro Kostek może iść na tartak, dziś na targ jedziem...
- Ale maaajster gadał, co by dziś...

wtorek, 21 czerwca 2011

Stryjenka

-Amen, Kubusiu nie ament, a-meN - Gośka wzięła chłopca za rękę i ruszyli za ciężko wzdychającym ojcem.
-  Słuchaj Władeczku, słuchaj, trzeba będzie się teraz drogi szwagrze zastanowić nad tym jak to życie sobie bez niej poukładasz,- nadawała drepcząca przy wdowcu jego bratowa, też od kilku już lat wdowa- Kto w gospodarstwie tobie pomoże, kto się malcem zajmować będzie, trzeba by...
- Niech się stryjenka już tak nie kłopocze- warknęła na krewną Gośka a wziąwszy braciszka na ręce ruszyła wartko do chałupy. Za bramą cmentarza Włodek z bólem wlazł na dwukółkę, za nim te co też lekko iść nie mieli i pojechali nazad...
Choć w chałupie czwórka dzieci i chłop, chłop co to i przygrywać na piszczałce umioł i przyśpiewek znał ze wszystkich na wiosce najwięcy, teraz chłód i cisza panowały dostojne. Gośka okiennice pootwierawszy popodpinała i okna na oścież rozdziawiła, coby tylko jak najprędzy ciepła do izbów nalezło. czerwcowe było poobiedzie a jej zimno było do kości, na wskroś.
Stryjenka po wieczerzy jeszcze chwile ostała, ale że jej włodkowe młode nichdy z jakomś wylewnościo  nie traktowali choć dziś się spodziewała w tem bólu bliży ich  ogarnąć- zebrała się pode wieczorem, kaj Gośka z Kostkiem oporządzać poszli
- A ty Włodziu bez  krempacji, jakby co to przychodź- pomoge, zawsze ci pomoge...

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Kubuś, Kubunia

Na południe Gośka krowy doiła, najgorzej szło z jałowicą, do tej tylko Matula podchodziła... Miała rękę do zwierząt i gadać z nimi umiała.
- Jeszcze z tydzień, góra dwa i odpuścić trza będzie te poddajanie, Matula tak planowali... Matula to wszystko umiała dopilnować, a teraz taka tam leży w największy izbie, tak w niedzielne kiecke postrojona...
- Bogu dzięki, że ojcu nic się nie stało, Bogu dzięki- myślała głośno Gośka zapaskę w oborze odwieszając.
- Ciekawe jak tam Kuba
a Kubuś siedział na zydelku kole trumny, ślepka wlepiał w kolorową pasiastą sukienkę. Kiedy poczuł woń ciepłego mleka ruszył do kuchni
- Kostek poszli z Maćkiem... a taty tyż ni ma... polaz do stajni i nie wraca, Gośka choć po taty, niech obudzi Matule
- Kubuś, Kubunia, nie śpi Matula, łona już Janioł, Kubunia...

- Jasna cholera, jakie złe się nas czepło czy co- pomstował ledwie goleniami powłóczący Ojciec co obrok Karemu zadawszy  do chałupy się wtoczył.
- Trza będzie Gośka jutro z rana do tartaku lecieć, bo na piasku kopio, trza będzie szalunek zrobić co by spuszczający do mogiły pierwsze nie poleciały, trza będzie...

no i się zaperła

- No i się zaperła i se umerła...- a on ze zwieszonymi do kolan łapami krowy wydoił i na pole je pognał; oporządził świnie; kurów nie wypuszczoł, ino im ziarków do kurnika nasypoł, po czym nie budząc dziecisków wzion konia i upioł do dwukółki, i do plebana pojechał...
-Jadźka, Jadźka jak mogłaś... chlipiąc nos obcierał rękawem koszuli,  lejce w jednej ręce trzymając poganiał konia, toć nim się dzieciska pobudzo wrócić do chałupy by kcioł, toż dopiero struchlejo kaj Ją tako obaczo! Trzasnął lejcami, czego prawie nigdy nie robił, Jadźka tak, Jadźka lubiła tempo wszytkiemu nadać, ale on? Jemu to się nigdy nie spieszyło, aż do dziś. Trzasnął jeszcze raz. Kary czuł różnicę, im bliży chałupy tym bardziej stawał się narowisty.
-ołłł, Kary ołłł- ale Kary już nie słuchał. Musiał ostro go ściągnąć, by w podwórko wjechać ale tempa na czas nie stracili to i się dwukółka sporo ku wewnętrznej przechyliła
-Jesuuu- ledwie zdążył zaskomleć i przeleciawszy nad  lewą bortą biedki po susach trzech przez otoczaków hałdę pyskiem w pokrzywach wylądował, lecz nim lot swój niefortunny ukończył doszedł go głos Kostka
-Ocieeeec, rany boskie, ocieeec...

Ej, Jadźka, wstawaj kobieto

-Wstawaj Jadźka, wstawaj, krowy już muczą
- E, co jest z tobą kobieto, jeszcze koło północy gary zmywałaś, mordą jazgotałaś, że ci smarkule bajzel w izbie zostawiły i muchy hodujo...
- Ej, Jadźka, wstawaj!Toż trza kury wypuścić i świnie oporządzić. Co jest z tobą kobieto? Jak chłopakom siły przy sianie opadły ty jedna jeszcze wiadra paszy udźwignąć miałaś krzepę i wieczerzę dla wszystkich przygotować...
- Ej, Jadźka, wstawaj... no żesz w mordę kobieto, potrząchnąć cię muszę czy co?
-Ee, a coś ty taka blada, e, no ładnie ci w tym sinym... taka jesteś jak wtedy piękna, gdy na płocie się rozdarła twoja sukienka i wiedziałaś, że przed matulą tej schadzki się nie ukryje... Kostek już taki duży, ba, dorosły prawie, a ty taka wciąż piękna
-E, Jadźka... Ale coś ty taka zimna...
-Chodź Jadźka, przytulę, ogrzeję, Jadźka słyszysz - kogut znów pieje, wstawaj Jadźka, wstawaj...